Jeszcze nie wszystkie wiecie, ale
jestem włosowym freakiem. Moje włosy przeżyły naprawdę dużo i dziękuję Bogu, że
po wszystkich moich domowych zabiegach fryzjerskich jeszcze są. W ostatnim
czasie staram się je zapuścić i zejść do naturalnego koloru. Wymaga to
przede wszystkim dużo cierpliwości. Staram się je również rozpieszczać różnego
rodzaju maseczkami. Zazwyczaj były to kupne specyfiki (o których też na pewno wspomnę w oddzielnym poście), ale ostatnio coś mnie
tknęło i zaczęłam sprawdzać naprawdę najprostsze domowe sposoby. I tak oto
trafiłam na najprostszą maseczkę z żółtka, oliwy i miodu. Przyznam, że nie
spodziewałam się takiego efektu! Włosy były pięknie nawilżone i gładkie.
Baaardzo miłe w dotyku. Wiem, że może dla części z Was to nic odkrywczego, ale
często jest tak, że dużo osób słyszało, że to działa, ale nie miało okazji,
czasu albo chęci spróbować tak jak ja. Wiadomo, że wygodniej kupić gotową
maseczkę albo odżywkę w drogerii niż tracić czas na robienie swojej własnej.
Ale wierzcie mi, że efekt zachwyci Was na tyle, że będziecie chciały to
powtórzyć. Dodatkowo, nakręciło mnie to na robienie innych kosmetyków z
naturalnych produktów (ale o tym kiedy indziej).
Gotową maseczkę nałóżcie na poł
godziny na włosy. Można zawinąć w ręcznik, natomiast mi wygodniej nałożyć folię
aluminiową na głowę – nie muszę jej prać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz