Przedwczoraj późnym wieczorem wróciłam do domu po czternastu
dniach spędzonych na Zakynthos. Powiem szczerze że dawno się tak nie cieszyłam
z powrotu. Słodka woda, dobry internet i 16 stopni za oknem są dla mnie teraz
udogodnieniami jak z pięciogwiazdkowego hotelu. Nie zrozumcie mnie źle bo
wyjazd udał mi się wspaniale, ale wiecie jak to mówią… Wszędzie dobrze ale w
domu najlepiej. Postaram się wam w kilku postać przedstawić moje wrażenia z
Zakyntos.
Wybór miejsca w którym spędzę
wakacje od początku nie był uzależniony ode mnie. Przeglądałam oferty biur
podróży, hoteli, czytałam artykuły i nie potrafiłam się zdecydować… Pewnego
dnia po powrocie z pracy usłyszałam od mojej drugiej połówki „Olka jedziemy na
Zakynthos”. Klamka zapadła. Mówię sobie no trudno i co najmądrzejszego czynię?
Odpalam Google Street Wiew…
![]() |
Na horyzoncie widać wyspę Żółwia - Marathonisi |
Przyznacie sami nie wygląda zachęcająco. Polamentowałam,
polamentowałam no i cóż? Spakowałam się, wsiadłam do samolotu, lecę. Archipelag
wysp Jońskich z okna samolotu wyglądał bajecznie! Powiem szczerze że wtedy
pierwszy raz nieśmiało zrodziła mi się w głowie myśl że będzie wspaniale. Nie
wiem jakiego lotniska się spodziewałam, ale to na Zakynthos mnie przeraziło.
Żałuję teraz że nie zrobiłam zdjęcia wewnątrz, ale postaram
się to opisać. Godzina osiemnasta, a na lotnisku nikogo z obsługi, poza
pasażerami, którzy wysiedli z tego samego samolotu co ja. Przyznam że był to
dla mnie szok bo na Okęciu co chwile przechadza się patrol celników lub ktoś z
obsługi. Na szczęście na zakynthoskim lotnisku zostawiłam też swoją niechęć do
wyjazdu i dalej już było tylko coraz lepiej!
Nie będę się więcej już rozpisywać. Wolę wstawić zdjęcia i
sami zobaczycie jak tam było ładnie!
Laganas
Zakynthos
Zatoka Wraku - Navajo
Wyspa ślubów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz