poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Zante, Zante, ZANTE!


           Przedwczoraj późnym wieczorem wróciłam do domu po czternastu dniach spędzonych na Zakynthos. Powiem szczerze że dawno się tak nie cieszyłam z powrotu. Słodka woda, dobry internet i 16 stopni za oknem są dla mnie teraz udogodnieniami jak z pięciogwiazdkowego hotelu. Nie zrozumcie mnie źle bo wyjazd udał mi się wspaniale, ale wiecie jak to mówią… Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Postaram się wam w kilku postać przedstawić moje wrażenia z Zakyntos.
Wybór miejsca w którym spędzę wakacje od początku nie był uzależniony ode mnie. Przeglądałam oferty biur podróży, hoteli, czytałam artykuły i nie potrafiłam się zdecydować… Pewnego dnia po powrocie z pracy usłyszałam od mojej drugiej połówki „Olka jedziemy na Zakynthos”. Klamka zapadła. Mówię sobie no trudno i co najmądrzejszego czynię? Odpalam Google Street Wiew…

Na horyzoncie widać wyspę Żółwia - Marathonisi
Przyznacie sami nie wygląda zachęcająco. Polamentowałam, polamentowałam no i cóż? Spakowałam się, wsiadłam do samolotu, lecę. Archipelag wysp Jońskich z okna samolotu wyglądał bajecznie! Powiem szczerze że wtedy pierwszy raz nieśmiało zrodziła mi się w głowie myśl że będzie wspaniale. Nie wiem jakiego lotniska się spodziewałam, ale to na Zakynthos mnie przeraziło.
Żałuję teraz że nie zrobiłam zdjęcia wewnątrz, ale postaram się to opisać. Godzina osiemnasta, a na lotnisku nikogo z obsługi, poza pasażerami, którzy wysiedli z tego samego samolotu co ja. Przyznam że był to dla mnie szok bo na Okęciu co chwile przechadza się patrol celników lub ktoś z obsługi. Na szczęście na zakynthoskim lotnisku zostawiłam też swoją niechęć do wyjazdu i dalej już było tylko coraz lepiej!



Nie będę się więcej już rozpisywać. Wolę wstawić zdjęcia i sami zobaczycie jak tam było ładnie! 


Laganas






Zakynthos 




Zatoka Wraku - Navajo






Wyspa ślubów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz